Dlaczego system BIM napotyka tyle trudności, że nawet Brytyjczycy, którzy narzucili sobie w 2011 r. trzyetapowy, ambitny program wdrażania tej technologii (Digital Built Britain), w ubiegłym roku mogli pochwalić się gotowością zaledwie 1 na 6 firm w sporządzaniu dokumentacji zintegrowanej z informacją o budynku? 

 

 

Zacznijmy od podstaw

 

Dotychczasowa formuła tworzenia dokumentacji – można z powodzeniem użyć określenia: „odwieczna” – opiera się na uproszczeniu, zastosowaniu umownych symboli graficznych. Tworzenie i odczytywanie uproszczeń jest łatwe i szybkie. Nikt nie zagłębia się w szczegóły, informacje nieistotne pomija się, postawiona kreska na papierze lub ekranie komputera jest wystarczająca aby rozwinąć ją w rozszerzoną informację na etapie wykonawstwa.

 

System CAD jest właśnie takim uproszczeniem, w swej istocie nie różniącym się od dokumentacji kreślonej. Zadaniem systemu BIM jest pogłębione odwzorowanie elementu z zakodowaną dowolną informacją, najczęściej o jego wymiarach, rodzaju materiału, z którego jest wykonany, czy innych cechach fizycznych.

 

W ten sposób zestawiamy skrajnie różne filozofie opisywania świata: pierwszą, która jest bliska myśli matematycznej, umożliwiającej za pomocą prostych formuł opisanie złożonych zależności i drugą, zbliżoną do nauk biologicznych, gdzie każdy organizm i jego działanie rozpracowuje się aż do struktury DNA. Która formuła może być bliższa współczesnemu budownictwu?

 

 

Narzędzia cyfrowe to konieczność

 

Stopień skomplikowania technologicznego niektórych dzisiejszych realizacji powoduje konieczność sięgnięcia po nowoczesne, specjalistyczne narzędzia cyfrowe. Mam jednak poważne wątpliwości, czy w przypadku wszystkich inwestycji konieczne jest generowanie jednego, spójnego modelu proponowanego przez system BIM – równoległe prowadzenie wirtualnej budowy.

 

Należy podkreślić, że większość budów i remontów dotyczy nie wysublimowanej architektury high-tech, naszpikowanej najnowocześniejszymi instalacjami, jak np. responsywnymi przeszkleniami aktywnymi, tylko powstaje w technologiach dostępnych już w połowie XX w., czy o wiele, wiele wcześniej.

 

Pogłębiona szczegółowość jest istotną wadą systemu BIM na wstępnym etapie tworzenia projektu. Projektant tworzy koncepcję budynku na podstawienie założeń określonych przez inwestora, przepisów oraz swojej inwencji i wiedzy. Jest zasadnicza różnica między tym projektem a później wytworzoną na jego bazie dokumentacją.

 

Metody pracy projektowej są bardzo zindywidualizowane. Na etapie koncepcji narzędzia BIM są w większości przypadków nieporęczne i nieefektywne. Sprawdzą się tylko w przypadku definiowania kształtów parametrycznych, tak samo jak programy do generowania bajkowych fraktali.

 

Odwołam się tu do metody twórczej jednego z najwybitniejszych architektów naszych czasów, szalenie nowoczesnego i młodego duchem osiemdziesięciolatka, czyli Franka Gehry. Twierdzi on, że narzędzia cyfrowe są nieodzowne, operuje softwarem opracowanym według własnych wskazówek na potrzeby swojej pracowni.

 

Jest pionierem komputerowego modelowania geometrii budynku. Jednak jego projekty, nie są w żadnym stopniu dziełem komputera, powstają w jego umyśle i tylko tam. Pierwsze próby wizualizacji są robione na najzwyklejszych kartonowych modelach, do etapu osiągnięcia efektu, który jest spójny z generowanym przez intelekt twórcy, do którego tylko twórca ma dostęp. Dopiero później forma podlega obróbce numerycznej.

 

 

2018 03 22 1

2018 03 22 2

Fot. 1-2.  Evolution Tower, współczesne szkice dzięki uprzejmości Karen Forbes

 

 

Wizjonerskie projekty efektem zindywidualizowanej metody

 

Każdy twórca ma swoją indywidualną metodę pracy nad konstrukcją projektu. Często są to najbardziej naturalne, odręczne szkice, które można nawet nakreślić patykiem na piasku. Genialne szkice niejednokrotnie były podstawą wykonania wizjonerskich projektów.  Kilka kartek dokumentacji wystarczało do budowy do poł. XXw. 

 

Jeden z najlepszych przykładów to szkic The Cristal Palace wykonany przez Josepha Paxtona w 1850 r., który zdefiniował przełomową metodę prefabrykacji powtarzalnych szklonych segmentów. Już po roku od jego wykonania zrealizowano konstrukcję z nigdy wcześniej nie widzianą skalą przeszkleń, podziwiały ją miliony gości z całego świata na wystawie światowej.

 

Można dalej przywoływać olbrzymią liczbę już współczesnych, znakomitych realizacji, których architekturę opisuje odręczny rysunek. Idea genialnego projektu zamknięta w jednym, płaskim rysunku, jak to możliwe?

 

Odręczny szkic bywa najlepszym narzędziem do przekazania głównych założeń projektu, kształtu bryły i atmosfery tworzonej przez architekturę. Zawiera wstępne informacje np. o rodzaju fasad w budynku, przekazane w postaci kilku kresek a nie całych zbiorów danych czy tysięcy stron dokumentacji.

 

Zbiorczy model BIM, w zestawieniu z uproszczonym rysunkiem, wygląda niczym chaotyczna plątanina oznaczeń. Świadome analizowanie drobiazgowej dokumentacji odbywa się na zupełnie innej zasadzie, wymaga znacznie więcej czasu i koncentracji.

 

Dopiero po opracowaniu założeń koncepcji następuje przekształcanie głównej myśli w dokumentację projektową budynku. Ten etap wymaga już zupełnie innych i zdecydowanie mniej zindywidualizowanych narzędzi.

 

 

BIM konsekwencją przerostu biurokracji

 

W praktyce dokumentacja projektowa służy do uzyskania uzgodnień i pozwoleń, określenia rozwiązań technicznych, w tym konstrukcyjnych, wyspecyfikowania materiałów, oszacowania kosztów. Jest podstawą realizacji budowy, a na etapie eksploatacji budynku służy jako materiał referencyjny. Tak jak zmieniają się budynki wokół nas, tak zmienia się dokumentacja.

 

Do lat 90. XX w. w każdy proces inwestycyjny zaangażowanych było kilka grup zawodowych. Pierwsza, podstawowa, to inwestorzy – inicjatorzy tego procesu. Kolejne dwie, to projektanci i wykonawcy. Czwarta, której nie można pominąć, to określający przestrzeń prawną projektu, których dla uproszczenia można nazwać „urzędnikami”. Piątą, istotną grupę stanowią producenci materiałów budowlanych.

 

Najstarsza z zachowanych dokumentacji budowy, zbliżona zakresem do dzisiejszych wydruków papierowych. pochodzi ze średniowiecza.

 

 

(...)

Sytuacja zaczęła zmieniać się dynamicznie ćwierć wieku temu. Do branży dołączyła kolejna grupa: programiści wraz z wytwarzanymi przez nich narzędziami, czyli oprogramowaniem do tworzenia dokumentacji (m.in. popularnym systemem CAD – computer aided design – projektowanie wspomagane komputerowo; i równolegle do niego tworzonym systemem BIM – building information modeling – modelowanie informacji o budynku).

 

Mimo tego, że mało kto w 1990 roku miał skrzynkę mailową, mimo braku spersonalizowanej reklamy, CAD rozprzestrzenił się błyskawicznie. Nie były do tego potrzebne żadne regulacje, nakazy, strategiczne plany ani akcja reklamowa. Już w 1995 r. większość projektantów, również ze starszego pokolenia, nie wyobrażała sobie powrotu do desek kreślarskich.

 

Nikt nie chciał już wstrzymywać oddechu przy kreśleniu długich linii i wreszcie można było zrezygnować ze skrobania żyletką dużych powierzchni kalki. Zapach amoniaku i widok przyróżowionych kartek z wyświetlarni pozostał we wspomnieniach.

 

Dokumentacja powstała przy użyciu CAD wyglądała starannie, była precyzyjna i wreszcie można było ogarnąć obiekty wielkopowierzchniowe na jednym małym ekranie. Niewielkie zespoły konstrukcyjne szybko zaczęły zastępować całe miastoprojekty. W konsekwencji CAD doprowadził do obniżenia honorariów projektantów.

 

BIM również ma fantastyczne osiągi, a jednak napotyka na opór środowiska budowlanego, a jego upowszechnianie wciąż jest powolne.

 

Rozumienie pojęcia „dokumentacja”, jej zakresu i celu wykonania przez rożne podmioty uczestniczące w procesie inwestycyjnym nie jest jednorodne, a nawet zawiera sprzeczności.

 

Dla grupy urzędników najważniejszym elementem dokumentacji są opisy techniczne, kompletność dokumentów, formalna zgodność ze stosownymi ustawami i rozporządzeniami. Dla projektanta, a zwłaszcza architekta, liczy się operowanie bryłą i funkcją, przedstawioną rysunkowo, np. zdefiniowanie przestrzennej szklanej ściany osłonowej z efektem 3D. W praktyce architekci operują uproszczonym modelem przestrzennym, służącym do analizy formy.

 

Dołączanie do tego modelu innych informacji jest możliwe, jednak uciążliwe. Mało kto zastosuje pełne odwzorowania materiałów budowlanych w formie plików oferowanych od pewnego czasu przez producentów materiałów. Biorąc pod uwagę np. olbrzymią ilość typów zespoleń, których mogą być setki (o ile nie tysiące) i nieustanne zmiany technologiczne, to żadne biuro projektów nie jest w stanie aktualizować takiego wirtualnego magazynu materiałów.

 

Szczegółowa informacja o materiale, to niepotrzebne informacyjne obciążenie, obarczone dodatkowo ryzykiem dezaktualizacji. Model architektoniczny służący zwizualizowaniu projektu ma niewiele wspólnego z modelem BIM, ogranicza się do strony estetycznej, nie koduje wartościowej informacji technicznej. Wykonawca zaś skupiony jest na rzeczywistych zmaganiach z materią, on tę ścianę o skomplikowanej formie, zwyczajnie musi w określonym czasie wykonać z elementów dostępnych.

 

Dla niego dokumentacja powinna być najprostsza, w sposób klarowny przedstawiać oczekiwania projektanta. Wykonawca nie ma możliwości przedzierania się przez opasłe tomy wydruków czy bajty cyfrowych plików a opanowane ma umiejętności praktyczne.

 

Rzeczywiste warunki korzystania z dokumentacji przez wykonawców są zazwyczaj dość prymitywne, wielkie wydruki, kilka arkuszy papieru przyklejonych do ściany kontenera socjalnego, wszystko w formie tradycyjnych uproszczeń, rzutów i przekrojów. Barak na budowie nie wygląda jeszcze jak centrum kontroli lotów NASA.

 

Spotkać można wykonawców, którzy na swoim przenośnym komputerze osobistym sprawdzają uproszczony, przestrzenny model. W formie dokumentacji powykonawczej, po zakończeniu budowy dokumentacja trafia do właściciela lub wyznaczonego administratora nieruchomości. Nawet dzisiejsi administratorzy też jeszcze nie dojrzali do równoległego zarządzania modelem BIM swojej nieruchomości.

 

Pewne elementy BMS (system zarządzania budynkiem) są nieodzowne w powiązaniu ze schematem budynku w przypadku nowoczesnych, zautomatyzowanych realizacji, ale większość zabudowy jeszcze ich nie posiada. Aktualizowanie zmian zachodzących w rzeczywistym budynku wymagałoby zatrudnienia zupełnie nowej grupy administratorów.

 

Znając realia, czyli zawartość merytoryczną książek obiektów budowlanych, lub poszukiwanie kluczy do zapomnianych pomieszczeń uważam, że administratorzy mając kłopoty z zapanowaniem nad rzeczywistym budynkiem, nie mają możliwości podjęcia się dodatkowego obowiązku aktualizowania modelu BIM, a ten jeszcze nie modyfikuje się automatycznie. Każda grupa zawodowa skupia się na innych fragmentach dokumentacji a nie całościowym modelu, działa w innych realiach i w dużym stopniu niezależnie.

 

W tej chwili użyteczność zbiorczego modelu BIM dla poszczególnych grup uczestniczących w procesie inwestycyjnym jest wątpliwa. Nikomu ten system nie upraszcza, ani nie przyspiesza pracy, nie zapewnia też większych zysków. Rozmiary dokumentacji projektowej i tak osiągnęły już monstrualną wielkość – w tej dziedzinie panuje istny barok.

 

Nadszedł czas na klasycystyczny umiar, a tego BIM nie zapewni. Kompletna dokumentacja budynku wielkopowierzchniowego składa się z kilkudziesięciu tomów, przejrzenie wszystkich informacji zgromadzonych o budynku w formie cyfrowej zajmuje tygodnie (do początków XX w. kilka spiętych kartek wystarczało do zbudowania sporego gmachu; nieco większa ilość instalacji współczesnych nie usprawiedliwia konieczności generowania tysięcy stron czy terabajtów dokumentacji).

 

 

2018 03 23 1

Fot. 3-7. Zrealizowany budynek Fundacji Louis Vuitton w Paryżu 2014 r.

 

 

Lepsze wrogiem dobrego

 

Można odnieść wrażenie, że dla programistów konstruujących BIM dokumentacja jest pochodną ich towaru czyli oprogramowania a projektanci budowlani krnąbrną grupą klientów, którzy nie chcą regularnie aktualizować i wymieniać ich produktów, uchylają się przed szkoleniami i w związku z tym za wszelka cenę trzeba ich do tego zmusić.

 

Zaryzykuję stwierdzenie, że na rynku nasyconym softwarem CAD nowe oprogramowanie nie cieszy się już takim popytem, gdyż po prostu nie wnosi żadnych konstruktywnych zmian do warsztatu pracy statystycznego projektanta. Jednak doktryna wzrostu każe szukać nowego produktu dla pobudzenia popytu.

 

Jeżeli produkt nie cieszy się odpowiednim uznaniem, należy prowadzić intensywną akcję reklamową. Jeżeli to nie skutkuje, trzeba udać się po pomoc do polityków i zorganizować uchwalenie stosownej dyrektywy, która od ręki obejmie swoim działaniem blisko 500 mln obywateli Unii Europejskiej.

 

Środowisko promowane przez wytwórców oprogramowania zmierza do sytuacji z dzieł S-F o najbardziej totalitarnych systemach. Lansowany jest modelowy obraz wirtualnego budynku, tworzony w przestrzeni Internetu, „chmurze”, do której mają dostęp tylko zakodowani, identyfikowalni użytkownicy.

 

Model umieszczony jest na mapie będącej cyfrowym odwzorowaniem stanu rzeczywistego. Daje absolutną kontrolę nad narzędziami pracy wszystkich projektantów. Licencje czasowe, dowolność zmian interfejsu i blokowania dostępu leżą wyłącznie po stronie programistów. Projektant, jak galernik, zostaje przykuty do jednego typu oprogramowania i jednego producenta.

 

 

2018 03 24 2

 2018 03 24 3

 Fot. 9-12. Jedne z najbardziej spektakularnych przeszkleń jakie zrealizowano w architekturze wymagały użycia wielunarzędzi projektowych, nie tylko cyfrowych

 

 

Moje skrzynki mailowe od kilku lat są bombardowane materiałami promocyjnymi. Zatrzymam się na kilku hasłach:

 

  1. Automatycznie i szybko? Nie jest to prawdą, generowanie modelu BIM to żmudny proces zestawiania elementów, dokonywania korekt, wszystkie czynności musi wykonać sprawny operator programu, branżowy specjalista, a nie kreślarz o podstawowych umiejętnościach.


  2. Mniej błędów? Najbardziej pospolite błędy „klasycznego” projektowania to kolizje, brak przebić – ale te niedoskonałości zazwyczaj łatwo usunąć. Warto rozważyć, czy lepiej poświęcić setki roboczogodzin na cyzelowanie dokumentacji, czy po prostu wziąć wiertnicę i zrobić otwór tam, gdzie go zabrakło w projekcie. Nic nie uchroni projektantów przed popełnianiem błędów w założeniach projektowych – te będą tylko nieco inaczej wymodelowane w 3D, z dołączoną wadliwą informacją np. o nieprawidłowo wybranym typie szkła. Każdy budynek to prototyp, wytwarzanie prototypu w sposób nieunikniony wiąże się z występowaniem wad. Z błędami muszą radzić sobie wykonawcy i, nie mniej niż ich unikanie, ważne jest niwelowanie ich skutków. Nie ma możliwości aby zabezpieczyć się przed nieoczekiwanymi sytuacjami na budowie. Ktoś, kto nie zaakceptuje tego faktu, na placu budowy miejsca nie zagrzeje, będzie musiał zająć się bardziej przewidywalną profesją lub nieustannie narażać się na załamanie nerwowe. 


  3. Intuicyjny interfejs? Zazwyczaj programiści proponują tworzenie wieloetapowych komend niczym formuł na magiczne mikstury: weź wstążkę komend, otwórz okno dialogowe, w 4 linii aktywuj okno „edycja”, użyj narzędzia z bocznej palety, zaznacz i potwierdź lewym klawiszem myszy, następnie wpisz pożądaną wielkość, wywołaj komendę prawym klawiszem myszy w celu zaznaczenia odległości. Nic dziwnego, że do opanowania programów są niezbędne długie godziny płatnych szkoleń. Muszę wspomnieć, że na rynku funkcjonują również prawdziwie intuicyjne programy, po kilku godzinach można już je obsługiwać, a po kilku dniach zostać całkiem biegłym operatorem – ale… nie są płatnymi programami BIM. Generowanie zysków z produktów (w tym wypadku szkoleń) wygrywa z rzeczywistymi potrzebami użytkowników.


  4. Uniwersalność? Tej w programach BIM nie ma, gdyż brak ujednoliconych formatów, nawet w obrębie jednego programu. Producenci utrudniają korzystanie z tzw. „starszych” wersji poprzez nowy format pliku. Jak do tej pory UE udało się ujednolicić jedynie wtyczki do telefonów, chyba z uwagi na żywotny interes samych eurourzędników. Narzędzie do wszystkiego jest do niczego. Do wykonania złożonego projektu potrzeba wielu narzędzi – choćby obliczenia statyczne dla złożonych form potwierdza się różnymi metodami.

 

 

2018 03 25 1

Fot. 13-14. Ostatni etap pracy projektowej: cyfrowa dokumentacja techniczna (Gehry Technologies Digital Project)

 

 

BIM nie dla Polaka

 

System BIM sprawdza się w przypadku skomplikowanych pod względem technologicznym, powtarzalnych budynków, składających się z bazowych modułów, jak w branży motoryzacyjnej czy lotniczej. Prefabrykowana architektura modułowa, np. „maszyny do mieszkania”, nie są pomysłem nowym. Ludzkość ma już pewne doświadczenia z tego typu budownictwem.

 

Na dużą skalę jest ono przytłaczające, pozbawiające indywidualizmu, zaburza pożądane cechy środowiska zurbanizowanego, które choćby przez pewną zmienność powinno nawiązywać do cech środowiska naturalnego. Ludzie nie czują się najlepiej w zunifikowanym otoczeniu.

 

BIM może sprawdzić się w rozbudowanych pracowniach zatrudniających wielu branżowych specjalistów. Na rynku polskim pracownie projektowe to nieduże firmy, kooperujące z podwykonawcami branżowymi. Liczba architektów w Polsce z uprawnieniami to ok. 13 000 osób (w roku 2017, co oznacza jeden z najniższych wskaźników na tysiąc mieszkańców w Europie.

 

Rozbudowanych pracowni architektonicznych jest ok. 100, tych większych z minimalnym zatrudnieniem ok. 500, resztę można określić jako indywidualne praktyki. W realiach BIM biura projektów powinny powrócić do kształtu i zatrudnienia sprzed epoki CAD. Ceny dokumentacji zaś osiągnąć pułap zaporowy dla większości polskich inwestorów.

 

Branża budowlana to pole działania samoorganizującego się chaosu. Wystarczy spojrzeć na dowolny budynek i zacząć zliczać osoby, które miały udział w jego powstaniu: inwestor, architekt, wykonawcy, podwykonawcy, urzędnicy – są to dziesiątki ludzi. Z ich działań wyłania się budynek, który może nie jest doskonały, ale jest oddawany do użytkowania i eksploatowany przez wiele lat.

 

W procesie budowlanym obowiązuje kilka sprawdzających się zasad. Żaden z jego uczestników nie jest w stanie wiedzieć wszystkiego o wszystkich jego aspektach. Każdy zna tylko swój odcinek, a całością projektu zawiaduje naczelny inżynier (w starożytnej Grecji architekton, obecnie architekt).

 

Osoba, która ma wyobraźnię przestrzenną, ogólną wiedzę o innych branżach i widzi budynek jako całość i nikt nie będzie w stanie go zastąpić. Jego praca polega na zaufaniu do osób odpowiedzialnych za poszczególne odcinki.

 

Być może programiści, żyjąc w świecie zer i jedynek, nie mogą uwierzyć w skuteczność tego typu działań. W ich rzeczywistości brak prawidłowej linii kodu czy dodanie jednej niewłaściwej unieruchamiają cały proces. W projektowaniu budowli tak nie jest.

 

Mogą być tysiące prawidłowych odpowiedzi dotyczących jednego zadania inwestycyjnego, rozumianego jako całość i rozłożonego na fragmenty, jak np. wybór typu przeszklonej ściany osłonowej. Niedoskonałości nie decydują o wartości całego zamierzenia inwestycyjnego.

 

 

BIM weźmie wszystko?

 

W chwili obecnej programiści mają niepohamowany apetyt. Chcą zarządzać projektami architektonicznymi i je archiwizować oraz wydawać licencje na możliwość wytwarzania dokumentacji, bo do tego sprowadzają się licencje czasowe. Wszystko to za słoną opłatą.

 

Rekomendacja UE zawarta w Dyrektywie Parlamentu Europejskiego i Rady 2014/24/UE z 26 lutego 2014 r. do używania narzędzi BIM, w tej chwili jest jeszcze fakultatywna.

 

Co może stać się z prawem nie przystającym do rzeczywistości? Znam 3 możliwości:

 

  1. Pozostanie w puli martwych, zapomnianych przepisów, których nikt ich nie stosuje.
  2. Będzie realizowane w formie karykaturalnej, jak np. wymagania dotyczące jakości energetycznej budynków wielkopowierzchniowych, czy sprytne pomiary emisji spalin w branży samochodowej.
  3. Stanie się opresyjne, za czym przemawiają bardzo duże pieniądze związane z produktami oprogramowania BIM.

 

Narzędzia cyfrowe powinny być nadal wspomaganiem projektowania a nie cyfrową opresją, a decyzję o ich wyborze należy pozostawić projektantom. Błyskawiczna historia wdrażania CAD jest dowodem, że niechęć do BIM nie wynika z oporu przed innowacją tylko niedostosowaniem BIM do bieżących potrzeb branży wynikających z realiów pracy.

 

Jeżeli narzędzia BIM będą sprawdzać się w każdej pracowni i będą nieodzowne do wykonania wszystkich projektów, to inwestorzy chętnie zapłacą za dwie budowy: tę rzeczywistą i poprzedzającą ją wirtualną w systemie BIM. Z pewnością nikt nie powstrzyma architektów i inżynierów przed używaniem tych narzędzi. W tej chwili tak nie jest.

 

Pamiętajmy jednak, że pokolenia szybko dorastają, a dzisiejsi gimnazjaliści i licealiści mają zupełnie inne podejście do narzędzi cyfrowych i nadmiaru informacji. W perspektywie 10-15 lat to oni będą stanowić kadrę w branży budowlanej z kilkuletnim doświadczeniem i zaczną decydować o formie dokumentacji, i być może skonstruują nowe, naprawdę przydatne narzędzia do projektowania.

 

Możliwe jednak, że potwierdzą zasadność budowania równolegle do rzeczywistego budynku jego wirtualnego odwzorowania, wraz z zakodowanymi właściwościami fizycznymi do symulacji obliczeń, dyspozycjami do produkcji i eksploatacji jako rzecz najzupełniej naturalną i potrzebną.

 

Być może to dorastające właśnie pokolenie, uzależnione od wartości wirtualnych pójdzie o krok dalej na ścieżce BIM: zrezygnuje z rzeczywistej budowy, skupiając się tylko na wymodelowanej, wirtualnej iluzji świata.

 

 

 

 mgr inż. arch. Sylwia Melon-Szypulska

 

 

 

Całość artykułu w wydaniu drukowanym i elektronicznym 
Inne artykuły o podobnej tematyce patrz Serwisy Tematyczne 
Więcej informacji: Świat Szkła 03/2018

 

  • Logo - alu
  • Logo aw
  • Logo - fenzi
  • Logo - glass serwis
  • Logo - lisec
  • Logo - mc diam
  • Logo - polflam
  • Logo - saint gobain
  • Logo termo
  • Logo - swiss
  • Logo - guardian
  • Logo - forel
  • vitrintec wall solutions logo

Copyright © Świat Szkła - Wszelkie prawa zastrzeżone.