Włączenie rynku wtórnego i spółdzielni mieszkaniowych do programu Mieszkanie dla Młodych spowoduje, że będą z niego mogły skorzystać osoby w mniejszych miejscowościach, gdzie firmy deweloperskie rzadko inwestują. Złagodzone zostaną także kryteria uprawniające do otrzymania dopłaty. Ustawa czeka na podpis prezydenta.
– Najważniejsze korekty sprowadzają się do tego, by polepszyć dostępność oferty dla przeciętnego Kowalskiego – wyjaśnia w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Łukasz Madej, prezes spółki Pro-Development. – Trzeba było wprowadzić zmiany regulujące reżim, który okazał się zbyt ostry. Poprzednia oferta nie do końca była atrakcyjna, ponieważ wiele osób nie spełniało wymogów, przez co nie mogli skorzystać z pomocy państwa. W rezultacie duża część środków przepadła.
Chodzi o uchwaloną przez Sejm pod koniec czerwca br. nowelizację ustawy o pomocy państwa w nabyciu pierwszego mieszkania przez ludzi młodych. Dofinansowanie obejmie na przykład kupno mieszkania z rynku wtórnego, co wcześniej było wykluczone. Jest to istotne szczególnie dla mieszkańców mniejszych miejscowości, gdzie inwestycje deweloperskie zdarzają się rzadko i w niewielkim stopniu, jeśli w ogóle, zaspokajają potrzeby mieszkaniowe.
– W wielu miastach mających 50-100 tys. mieszkańców, gdzie jest dość duży lokalny rynek, nie ma w ogóle działalności deweloperskiej, dlatego nie można było korzystać z dopłat – zauważa Łukasz Madej. – Wprawdzie został wprowadzony niższy limit ceny, tylko 90 proc. wartości odtworzeniowej, ale to i tak najważniejsza zmiana, bo rynek wtórny w skali kraju jest trzykrotnie większy niż pierwotny.
Zgodnie z nowelizacją do programu mogą być zakwalifikowane mieszkania z rynku wtórnego, których cena nie przekracza 90 proc. wskaźnika w danym województwie. W przypadku nowych lokali deweloperskich (rynek pierwotny) jest to 100 proc.
– Wskaźnik ten został w taki sposób ułożony, że w dużych miastach niewiele zmieni, bo mieszkania na rynku wtórnym są lokalami wykończonymi, czyli z zasady powinny być trochę droższe niż nowe [najczęściej oddawane w stanie deweloperskim – red.] – uważa Łukasz Madej. – Z punktu widzenia kupującego będzie to więc albo słabsza oferta z blokowisk, albo jednak rynek pierwotny. W mniejszych ośrodkach, ze względu na rynek wtórny i spółdzielnie mieszkaniowe, dostępność wzrośnie diametralnie, a w niektórych w ogóle pierwszy raz pojawi się oferta z dopłatą.
Drugą istotną zmianą jest dopuszczenie do programu spółdzielni mieszkaniowych. Skala ich działalności nie jest tak duża jak w latach wcześniejszych, kiedy były podstawową systemu zaspokajania potrzeb mieszkaniowych Polaków, ale i tak jest to ważna korekta wspomagająca rynki w mniejszych miastach, gdzie spółdzielnia często jest jedynym podmiotem dostarczającym lokale.
Pozostałe zmiany, jak wskazuje prezes Pro-Development, mają charakter łagodzenia kryteriów, i spowodują, że osobom zamierzającym zaciągnąć kredyt z dopłatą łatwiej będzie go otrzymać.
– Powiększy się krąg osób, które będą mogły pomóc w osiągnięciu zdolności kredytowej – informuje Łukasz Madej. – Polepszają się też niektóre wskaźniki co do samego metrażu. Nie są to może istotne zmiany, ale one spowodują, że skala dopłat będzie większa, szczególnie w przypadku modelu rodziny dwoje dorosłych plus trójka dzieci.
W ustawie budżetowej na br. limit środków do wykorzystania w ramach MdM został ustalony na 715 mln zł. Jak informuje zarządzający programem Bank Gospodarstwa Krajowego, na podstawie wniosków nabywców lokali do końca czerwca br. zostało wypłacone 296 mln 410 tys. zł, czyli 41,46 proc. Przez pierwszy rok funkcjonowania programu bank przyjął blisko 16 tys. wniosków, przyznając dopłaty o wartości ponad 366 mln zł.
Łukasz Madej, prezes zarządu, Pro-Development
źródło: newseria.pl