Chiny to dziś istotne ognisko zapalne światowej gospodarki – zauważa ekonomista Marek Wołos. Tąpniecie na tamtejszej giełdzie to zaledwie wierzchołek góry lodowej, bowiem chiński PKB rośnie coraz wolniej. Oznacza to spore problemy dla krajów, które handlują z Państwem Środka. Może się to także przełożyć na spore zmiany na rynku walutowym.
Ceny akcji na chińskiej giełdzie spadają od czerwca zeszłego roku, jednak po dwóch fazach szczególnie mocnych spadków – czerwcowym i sierpniowym –trzecie załamanie od świąt jest szczególnie widoczne. Główny indeks rynku w Szanghaju od tego czasu stracił ponad 17 proc. Od szczytu w czerwcu zeszłego roku obniżył się o ponad 42 proc. W Hongkongu w tym czasie spadki wyniosły odpowiednio 11 i 27 proc. Spadki w ocenie analityków wynikają z coraz gorszych odczytów tamtejszych wskaźników koniunktury. Chińskie PKB według wstępnych ocen wzrosło w zeszłym roku o mniej niż 7 proc. To najgorszy wynik od ponad dekady i jak się powszechnie uważa, może zaszkodzić gospodarkom wielu krajów.
– Chiny stanowią istotne ognisko zapalne światowej, a na pewno europejskiej gospodarki – podkreślił w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Inwestor ekonomista Marek Wołos.
Jak tłumaczy, problemem jest zwalniająca chińska gospodarka i wzrost gospodarczy na coraz niższym poziomie. Zaznacza, że problemy rynków finansowych, które widać od początku roku, są tego skutkiem. Z nimi jednak chińskie władze mogą sobie poradzić, wprowadzając programy stymulacyjne, obniżając stopy procentowe czy poziom rezerw lub wręcz tworząc możliwości budowania na tym rynku baniek spekulacyjnych. Wołos tłumaczy, że trudniej będzie sobie poradzić ze spadającym tempem wzrostu gospodarczego. Ten zaś może odczuć wiele państw także z naszego regionu.
– Znaczna część, zwłaszcza zachodnich, niemieckich przedsiębiorstw współpracuje z Chinami. Tam sprzedają różnego rodzaju produkty czy technologie. To oznacza, że Chiny będą mniej kupowały. Oznacza to też, że w rezultacie w jakimś stopniu światowa koniunktura z tego powodu, że Chiny będą mniej kupowały, będzie zwalniała.
Skutki odczują m.in. rynki walutowe. Państwa handlujące z Chinami będą tracić, bo wraz z niższym wzrostem PKB spadać będą chińskie zakupy np. surowców. W rezultacie np. ropa naftowa potaniała od początku roku o ponad 17 proc. Miedź w tym czasie straciła na wartości przeszło 8 proc.
– Waluty, które są powiązane z rynkami surowców, ropy naftowej, z rynkami innego rodzaju surowców energetycznych, już traciły w zeszłym roku i nadal będą traciły – ocenia Marek Wołos. – Rubel rosyjski czy nawet względnie stabilna norweska korona, będą pod presją. Niskie ceny ropy powodują, że budżety tych krajów, których główne dochody pochodzą z rynku surowców, niestety stają się coraz bardziej zadłużone.
W ocenie ekonomisty mniejszy będzie natomiast wpływ chińskich problemów na inne rynki wschodzące jak np. rynek polski. Co nie znaczy, że złoty będzie się umacniał.
– Widzimy presję i osłabienie złotego wynikające raczej z przyczyn politycznych niż gospodarczych. Wydaje mi się, że ten rok będzie dalej rokiem bardzo mocnego dolara, bo Rezerwa Federalna będzie podnosiła stopy procentowe. Za tym idzie rok słabych notowań walut rynków wschodzących, w tym głównie tych walut z Ameryki Środkowej i Południowej.
Marek Wołos, ekonomista
źródło: newseria.pl